To, co zazwyczaj zwraca moją szczególną uwagę, to projekty. Z racji na nieszablonową ścieżkę kariery, w pamięci utkwił mi kandydat, który przebranżowił się z psychologa na Full Stack Developera.
Zaintrygował mnie jego projekt aplikacji opiekującej temat zdrowia psychicznego, umożliwiający użytkownikom na dokumentowanie i śledzenie nastroju.
Zaprosiłam go na rozmowę.
Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że listy motywacyjne są reliktem przeszłości.
W zabieganym dniu rekrutera, który żongluję pomiędzy sourcingiem, rozmowami rekrutacyjnymi i oceną setek CV zwyczajnie nie ma miejscu na lekturę długich rozpraw i życiorysów.
Rekruterzy w aplikacjach poszukują konkretnych informacji takich jak lata doświadczenia, technologie, projekty, umiejętności językowe — to w zupełności wystarczy.
Zamiast standardowego listu działa krótka wiadomość zaproszenie do sieci kontaktów na LinkedInie. Wystarczy kilka słów przedstawienia, informacja o tym czego się szuka i ewentualnie dlaczego akurat w tej konkretnej firmie.
To zależy. Wstępną decyzję o odrzuceniu jestem już w stanie podjąć nawet po 5 sekundach.
Mowa tu o przypadkach takich jeśli na stanowisko DevOpsa aplikuje Ślusarz.
Pierwszy skan przez CV ma pokazać rekruterowi, czy CV jest “3 razy na TAK” bądź nie - taka ocena zajmuje 7- 15 sekund.
Jeśli widzę w kandydacie potencjał, ale nie muszę się bardziej wczytać, aby podjąć ostateczną decyzję, to zajmuje to nawet do około minuty półtorej.
Wiele zależy od tego jak skonstruowane jest CV kandydata od jego przejrzystości oraz od tego czy zawiera informacje, jakich poszukuje rekruter.
Co myślisz o podejściu Luizy? Zgadzasz się, że listy motywacyjne to już przeszłość? A może nadal je wysyłasz?